Co
ujrzałam po przebudzeniu? Ściany. Białe sterylne pomieszczenie. Dębowy parkiet
był idealnie położony. Leżałam na metalowym łóżku z materacem o śnieżnym
kolorze. Obok stała mała szafka, na której była pusta szklanka.
W momencie rozbolała mnie głowa.
Dreszcze przeszły po całym moim ciele. Wspomnienia przyszły jak grom z jasnego
nieba. Wrócił ten dzień. Ten cholerny dzień.
Godzina 2.57. Byłam kompletnie
pijana i ledwo trzymałam się na nogach. Mój przyjaciel, Andre, był po kilku
głębszych. Wsiedliśmy do jego czerwonego volvo. W jednej chwili zaczął padać
deszcz. Nie zapięłam pasów. Mdłości, zawroty głowy. 180km/h na liczniku. Pisk
opon. Jasne światło z naprzeciwka. Trzask tłuczonej szyby. Ciemność.
Ile dni minęło od wypadku? Co stało się z
Andre? Dlaczego nikogo przy mnie nie było? Próbowałam krzyknąć, że żyje, że się
obudziłam. Zamiast tego wydałam z siebie tylko stłumiony dźwięk. Poczułam, że
zaschło mi w gardle. Sięgnęłam po szklankę z szafki stojącej obok łóżka. No tak.
Była kompletnie pusta.
Wstałam i wolnym krokiem ruszyłam w
stronę okna. Światło słoneczne lekko pieściło moje oczy. Spodziewałam się widoku zielonych drzew i ulic
pełnych ludzi oraz samochodów. Zamiast tego stałam teraz nieruchomo i
wpatrywałam się w… pustkę! Wymarłe ulice, rozpadające się budynki i
zszarzałe rośliny.
Nie wiedziałam co się dzieje. Gdzie
ja jestem? Powinnam być teraz w szpitalu w New Haven. Obok powinni siedzieć moi
przyjaciele ucieszeni na wieść, że obudziłam się po wypadku. Jakiś lekarz
powinien mnie obejrzeć. Zamiast tego towarzyszyła mi tylko dławiąca cisza.
Zaczęłam płakać. Słona ciecz
ciurkiem leciała z moich granatowych oczu. Nie mogłam opanować emocji. Z reguły
miałam niewiarygodnie silny charakter. Nienawidziłam bezsilności. Nie
tolerowałam strachu. Miałam ogromną ochotę wymierzyć sobie prawego sierpowego
prosto w twarz.
Po chwili ogarnęłam myśli. Zawsze
zostawała możliwość, że jestem w ukrytej kamerze. Postanowiłam rozejrzeć się po
budynku, ale najpierw musiałam się przebrać. Pod łóżkiem znalazłam torbę z
moimi rzeczami. Włożyłam czystą bieliznę, spodnie dresowe, białą bokserkę i
czarne vansy.
Idąc korytarzem zorientowałam się,
że jednak jestem w szpitalu. Po mojej prawej były pomieszczenia dla pacjentów,
a po lewej gabinety lekarskie. Na ścianach dominował kolor zgaszonej mięty, a
na podłodze wyłożona została czerwona wykładzina. Pomysłodawca wystroju tego
wnętrza na 100% nie miał dobrego gustu.
Znalazłam łazienkę. Nozdrzami
wciągnęłam wilgotne powietrze. Leniwym krokiem podeszłam do jednej z umywalek.
Powieszone było nad nią duże, prostokątne lustro. Przyglądałam się sobie
dokładnie.
Metr
sześćdziesiąt pięć wzrostu. Mały nos. Wielkie niebieskie oczy. Idealnie proste,
czarne włosy sięgające do pasa. Pulchne brzoskwiniowe usta. Niewiarygodnie
blada cera. Ohyda. No cóż, kompleksy towarzyszyły mi przez całe życie.
Od chłodu w łazience dostałam gęsiej
skórki. Odkręciłam zimną wodę w kranie i zwilżyłam usta. Tęskniłam za jej
smakiem. Niby nic, a jednak ta płynna substancja dawała życie miliardom ludzi
przez cały ten czas. Znowu zastanawiałam się co stało się ze światem. Może
nasze miasto splajtowało i wszyscy wyjechali zapominając o mnie. W końcu kogo
obchodzi sierota mieszkająca całe życie w domu dziecka. Przecież zwykła
zbuntowana nastolatka da sobie sama rade w wielkim świecie po wypadku.
Plątanina przypuszczeń i teorii
spiskowych krążyła po mojej głowie. Siedziałam na biurku przy recepcji i
wpatrywałam się tępym wzrokiem na czaro-białe zdjęcie jakiegoś doktora. Miał
siwe włosy, okulary i ewidentnie sztuczny uśmiech. Ciekawe czy on mnie operował
i czy w ogóle miałam jakąś operacje.
Nie mogłam siedzieć bezczynnie.
Schodami ruszyłam na ostatnie piętro budynku. Nie czułam zmęczenia. Niczego nie
czułam. Rozglądałam się po nowocześnie urządzonym holu. Na podłodze były grafitowe
płytki, a na ścianach połyskiwał srebrny metal.
Popchnęłam mahoniowe drzwi z
plakietką Archiwum . Było ciemno.
Żadnych okien. Wymacałam włącznik. W momencie około 30 lampek rozświetliło
pomieszczenie. Było niewiarygodnie duże. Na szczęście półki z dokumentami były
opisane alfabetycznie.
Szybko odnalazłam arkusz z moim
imieniem i nazwiskiem. W końcu nadszedł czas żeby dowiedzieć się całej prawdy.
Imię i nazwisko: Margaret April Jonson
Data urodzenia: 5 lipca 2020r.
Opis
choroby: 2letnia śpiączka, poważne uszkodzenie kory mózgowej, brak szans na uratowanie pacjentki
Data zgonu: 17
września 2036r.
Kartki
upadły na podłogę. Po plecach popłynął zimny pot. Ręce automatycznie dygotały.
Po głowie krążyła tylko jedna myśl. „JA
NIE ŻYJE”.
***
No to mamy 1 rozdział! :D Z całego serca przepraszam za aż tygodniowe opóźnienie. Niestety bateria od laptopa się zepsuła :( Na szczęście wszystko już działa i mogę pisać xD Rozdział dość nudny, ale akcja z czasem się rozwinie. Przepraszam za wszelkie błędy i niedogodności. Zapraszam do komentowania i czytania moich przyszłych wypocin.
Pozdrawiam
Toughtful :*